Podróż z EOS R - Indie
Tekst i zdjęcia Marcin Jamkowski / Adventure Pictures
ŚWIĘTO OCZYSZCZENIA W WODACH GANGESU
Indie zawsze mnie ciekawiły – w końcu to jeden z największych i najliczniejszych krajów świata – jednak jakoś nigdy nie stały się celem żadnego mojego wyjazdu. Chyba brakowało mi dobrego pomysłu i motywacji. Jedno i drugie pojawiło się niedawno – wraz z Kumbh Melą. To największa pielgrzymka świata. A wręcz największe zgromadzenie ludzi na Ziemi. Wtedy Prajagradź, małe miasto nad Gangesem i Jamuną, zamienia się na jeden dzień w najliczniejszą metropolię globu.
Kumbh Mela to święto, które wyznaczane jest przez 12-letni cykl obiegu Jowisza wokół Słońca. Astronomowie hinduscy kalkulując wzajemne położenie tych dwóch ciał niebieskich i Księżyca (oraz znaków zodiaku) określają kiedy jest najlepszy czas na odwiedzenie świętego miasta i odbycie rytualnej kąpieli, która oczyszcza z grzechów. Uroczystości odbywają się rotacyjnie w czterech miastach nad świętymi rzekami: poza Prajagradź, które leży u zbiegu Gangesu i Jamuny wierni pielgrzymują także do Haridwar nad Gangesem, Udżdżain nad Siprą oraz Nashik nad Godawari.
Jednak Prajagradź jest najważniejszy. Tam bowiem w czasie pielgrzymki według Hindusów płynie jeszcze trzecia rzeka – podziemna, duchowa, niewidzialna Saraswati. Kąpiel w wodach tych trzech połączonych świętych rzek daje największą szansę na oczyszczenie z grzechów.
Kumbh Mela jest pielgrzymką masową na niewyobrażalną skalę. W ciągu półtora miesiąca jej trwania miasto odwiedza 230 MILIONÓW pielgrzymów! W szczycie w ciągu jednego dnia do Prajagradź przybyło 50 mln odwiedzających!
Do sfotografowania Kumbh Meli wybrałem nowy bezlusterkowiec EOS R. Wcześniej byłem stricte lustrzankowcem. Lubię patrzeć w wizjer, nie lubię na ekranik – zresztą w ostrym słońcu i tak mało co na nim widać. Wcześniej w bezlusterkowcach do których się przymierzałem elektroniczny wizjer mnie denerwował i rozpraszał. W tym modelu po raz pierwszy poczułem jakby go nie było – nie odrywał mojej uwagi od tego co najważniejsze. Od fotografowanego obiektu!
Pielgrzymi przybywający na Kumbh Mela są bardzo gorąco witani. Na lotnisku dostają kwiaty, a zespoły folklorystyczne ustawiają szereg i przepuszczają każdego przyjeżdżającego poprzez szpaler wybijając nad jego głową talerzami rytmiczną melodie. Do takich scen zawsze lubię używać szerokiego kąta i być jak najbliżej. Wtedy rzeczywiście widz jest wciągnięty razem ze mną w sam środek wydarzeń.
„Powitaniom nie było końca”, jakby żartował satyryk! Być w Indiach witanym przez wyciągniętą żywcem z czasów kolonialnych orkiestrę w mundurach stylizowanych na brytyjskie to jednak nie lada zaskoczenie! Zwłaszcza, że panowie w cieniu XVII wiecznego fortu i wśród wszechobecnych unoszących się zapachów curry grali... angielskie marsze!
Pielgrzymi przyjeżdżający na Kumbh Mela widzą świętość nie tylko w wodach rzeki, ale i w drzewach i wszelkim innym stworzeniu. Modlą się np. do akszajawat, czyli dokładnie „niezniszczalnego drzewa figowego”. Botanicznie to figowiec bengalski, nazywany banianem. Rośnie na dziedzińcu Fortu Allahabad nad brzegiem Jamuny. Według mitologii hinduskiej gdy bogowie zesłali na ziemię potop, tylko czubek aszkajawatu wystawał ponad lustro wody, która zalała cały świat. Zawsze ktoś się tu modli, medytuje, bije pokłony. Dla fotografa to wyzwanie – jak być blisko i jednocześnie nie spłoszyć nikogo? Nie zniszczyć tego co się dzieje? Jak nie zakłócić takiej sceny? Kluczem do sukcesu jest cichy tryb fotografowania. Pozwala to, chociaż częściowo, zniknąć i pozwala sprawom dziać się przed obiektywem w sposób niezakłócony. Reszta to już kwestia naszego refleksu w naciskaniu spustu!
Rytualna kąpiel odbywa się w miejscu zwanym triveni sangam, czyli punkcie połączenia się rzek – tych dwóch fizycznych i tej trzeciej duchowej. Pielgrzymi, asceci, nauczyciele – wszyscy razem bez względu na wiek, kolor skóry i kastę wchodzą razem do rzeki by zmyć z siebie grzechy. Długi obiektyw pomógł mi pokazać że jest wydarzenie liczne. Ale już po chwili poczułem, że nie jest jedynym dobrym wyborem, że trzeba zmienić szkło i podejść bliżej.
Zmieniłem obiektyw na średni zoom – nowy do serii R – i podszedłem bliżej, żeby zobaczyć nastrój tej rytualnej kąpieli. Dla jednych była ona wielkim wydarzeniem religijnym, mieli twarze pełne skupienia. Dla tej rodziny kąpiel była dodatkowo miłą ochłodą w bardzo upalny dzień! I matka i dzieci, i rodzeństwo cieszyli się i żartowali. Więcej w tym czułem radości świeckiej, niż uduchowionego szczęścia! Ale właściwie, dlaczego nie!
Powoli jednak trafiałem na coraz więcej osób nad brzegiem, które okazywały przeżycia duchowe. Były skupione na modlitwie i na swoim ceremoniale. Polewali ręce wodą, a potem głowy. Wszystko po to, by zgodnie z hinduistyczną tradycją, zmyć z siebie grzechy doczesności.
Z czasem przyszła kolej na zanurzenie się wraz z głową. Kiedy zobaczyłem, że pierwsi tacy śmiałkowie szykują się do dania pełnego „nura”, zawinąłem spodnie i z aparatem w ręku również wszedłem do rzeki. Mimo iż było płytko, najgłębiej do pasa, pielgrzymi znajdowali się pod czujnym okiem ratownika.
W tym roku po raz pierwszy pielgrzymka Kumbh Mela była prawdziwie międzynarodowa. Indie zaprosiły na nią „zagranicznych delegatów”, w tym niżej podpisanego. Przyjechali ze 185 krajów świata. Dla Clauda, parlamentarzysty ze Szwajcarii, było to silne przeżycie duchowe. Jego skupienie udzielało się i innym, którzy wchodzili do rzeki.
Dla Chorki'ego z Tunezji pielgrzymka Kumbh Mela była dopełnieniem jego drogi przez jogę i ajurwedę do duchowej równowagi. Ten młody pilot turystyczny i pracownik organizacji pozarządowej traktuje Indie jak swoją drugą ojczyznę.
Największe zgromadzenie ludzi na Ziemi jest zarazem jednym z najbezpieczniejszych. Gdzie niegdzie są rozstawione detektory metalu, nad tłumem widać kamery, a czasem przeleci helikopter, zaś wśród pielgrzymów przechadza się aż 40 tys policjantów. Jednak nawet stróże porządku nie pozostają biernymi obserwatorami wydarzeń i dają się ponieść emocjonalnej i duchowej fali.
Wieczorami uzupełnieniem święta Kumbh Mela stają się pokazy tańców i ludowych indyjskich tradycji. Jako, że większość z nich odbywa się pod dachem, próżno liczyć na dobre oświetlenie kadru. Sprawdza się wtedy dobrze praca na wysokich czułościach – w tym wypadku ISO wynosiło 4000.
Gdy statek przewozi pielgrzymów z powrotem przez Ganges pielgrzymka się dopełnia. Wrócą oni do swoich wiosek, do swoich domów i do swoich krajów opowiadając o egzotyce i duchowym zaangażowaniu Hindusów. Kumbh Mela jest pielgrzymką zupełnie wyjątkową. Niz zatem dziwnego, że w grudniu 2017 UNESCO wpisało ją na listę Światowego Dziedzictwa Kultury Niematerialnej.
Marcin Jamkowski
Fotograf, filmowiec i pisarz. Były redaktor naczelny National Geographic PL, wiceprezes oddziału polskiego The Explorers Club i współautor filmu oraz książki „Uratowane z potopu” opowiadających o odkryciu w Wiśle skarbów króla Jana Kazimierza.
Na zdjęciu: Autor podczas przeprawy promem przez Jamunę tuż poniżej Fortu Allahabad zbudowanego w XVI wieku przez cesarza Akbara z dynastii Wielkich Mogołów. Jednym z zadań warowni było strzec pielgrzymów przybywających na Kumbh Mela. Przyjeżdżają do Prajagradź od co najmniej 1500 lat.